poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Festiwal parafialny u Świętego Ferdynanda

Co roku w naszej amerykańskiej parafii ( nie tylko zresztą w naszej, inne kościoły w okolicy też urządzają takie imprezy, a kalendarium jest publikowane w lokalnej prasie na początku lata) odbywa się trzydniowy festiwal.
Wybraliśmy się zobaczyć co i jak już wczoraj, ale po pierwsze-zapomniałam aparatu, po drugie-tłum był nieziemski, a po trzecie, po dwóch dniach deszczu wszystko tonęło w błocie. Szybko więc zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do domu. Dzisiaj po Mszy Św. postanowiliśmy zajrzeć jeszcze raz.





Zjedliśmy chipsy z serem, po wielkim kawale pysznej pizzy (nie ma jej na zdjęciu, bo byłam za bardzo zajęta jedzeniem, hihi), napiliśmy się lemoniady i poszliśmy szukać szczęścia na pchlim targu, po drodze mijając budki lokalnych miłośników rękodzieła.










Na pchlim targu można było znaleźć wszystko: widzieliśmy szczęśliwca płacącego za gitarę basową, kto inny dźwigał, uszczęśliwiony, prasę do wyciskania jabłek na "apple cider", ktoś upolował...unicykl! Niejedna dziewczynka z radością na twarzy tuliła do siebie opakowany w folię pałac dla lalek barbie, niejeden chłopiec z dumą niósł "nowy" pistolet Nerf ( do strzelania strzałkami z gąbki).


Towar, zbierany przez parafian już od kilku miesięcy, rozlokowano w kilku gigantycznych namiotach i na trawniku.



W kilku budkach sprzedawano losy i kręcono kołem fortuny a podekscytowana i uszczęśliwiona gawiedź zdobywała przeróżne nagrody, pieniężne oraz rzeczowe, jak na przykład te oto jednorożce:


W namiotach tłum wędrował od stoiska do stoiska.
Można było zaopatrzyć się w godziwą lekturę, dla dzieci jak i dla dorosłych.



Unicykl wprawdzie był tylko jeden, i już poszedł, ale innego sprzętu sportowego nie brakło.




Przedmioty mniej lub bardziej użytkowe na każdą okazję: Walentynki, Dzień Św. Patryka, Wielkanoc, Halloween, Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie .







A tu dział pojemników plastikowych, koszyczków z wikliny oraz blaszanych puszek. Kupiłam nawet dwa koszyczki, ale puszki, choć takie ładne, okropnie pordzewiały w wilgotnym powietrzu.





Tutaj- kraina sztucznych kwiatów:



Dobrze,że jestem już duża, bo płakałabym, gdybym nie mogła dostać tych laleczek. I byłoby mi strasznie żal tego biednego robocika...



Niektóre rzeczy są proste i konkretne. Inne-nie wiadomo do czego służą. Jeszcze inne-niestety, do niczego!!








Nic się jednak nie zmarnuje. Gdy festiwal sie skończy przyjadą organizacje dobroczynne i zabiorą dużo rzeczy. Potem, w nocy, przyjadą ludzie, którzy przejrzą i zabiorą sobie resztę. A potem przez kolejne trzy dni wolontariusze od Św Ferdynanda złożą namioty i posprzątają teren.
My mamy nasze dwa koszyczki, dwie porządne drewniane skrzynki, z których "coś" się zrobi, ultradżwiękowy nawilżacz powietrza, trzy talerzyki śniadaniowe (szoda,że nie było sześciu takich! ), dwa filmy dla dzieci oraz kilka książek.
Na dworze już ciemno, czas do domku.



A w domu, pisząc to wszystko, wylałam pół kieliszka białego wina na klawiaturę biednego starego laptopa od Babci  : (
Pojawił się Niebieski Ekran Śmierci----i klops! Po laptopie! Wprawdzie to tylko rzecz, ale jakoś szkoda.

9 komentarzy:

  1. Ale czad! Mydło i powidło - zamawiam piłę płatnicę i tego niebieskiego robotka - blaszanego drwala! Normalnie lepiej niż w starodawnym GS-ie :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze kij golfowy - będę nim polować na komary :DDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. No! To i tak tylko mala probka.Zebys zobaczyla gary, kubki, obrazy, ozdoby na choinke, misiaki pluszowe, aparaty foto z minionej epoki, normalnie odlot. Robocik rzeczywiscie sliczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooooooooo - bo ja Ci w tajemnicy powiem, że........... zbieram zabawki. Mam fajne gąsienice plastikowe na sprężynkę - z chińskich cukierków, kalejdoskop mam, żółwiki-kiwaczki mam i jeszcze pluszową świnkę Pepę, o którą stoczyłam bój na pazury z córką znajomych :DDDD I jeszcze mam plastikowego zielonego paskuda z jednym okiem z "potworów i spółki" - bosssssski jest i brzydki jak nieszczęście, ale go uwielbiam :DDDDDDDDDDDDDD
      Taki targ, to jest normalnie marzenie....................

      Usuń
  4. O matko, musisz przyjechac w sierpniu, wszystkie koscioly cos takiego organizuja. Ale u Ferdynanda chyba najwiekszy ten odpust.

    OdpowiedzUsuń
  5. A dlaczego ja o tym nie wiedzialam???? Ja uwielbiam takie jarmarki, garage sale, yard sale, jakkolwiek to sie zwie. W miasteczku gdzie kiedys mieszkalismy jesienia jest organizowany dwu dniowy tzw. town sale i kto chce wystawia przed dom "na sprzedaz" rozne cudenka. Kiedys kupilam wloska maszyne do robienia makaronu za $5.00 !!! rozne doniczki, jakies narzedzia ogrodnicze, ksiazki, kolczyki ze srebrna !! za 50 centow i nie wiem co jakie jeszcze duperele. Wiejskie jarmarki maja swoj urok, ale to juz troche inna atmosfera. Robocik jest super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No! Nie ma to jak garage sale! A w ogole to zrobilam krewetki z kaszka!

      Usuń
    2. Brawo, odwazna jestes poniewaz wiele osob gdy slyszy krewetki i kaszka to robia miny. Smakowaly?

      Usuń
    3. Bardzo! dzieciaki spytaly: "a tata to lubi krewetki?" Ja na to,ze nie. No to wziely i wyzarly wszystko, zostalo tylko troche kielbasy :)

      Usuń