piątek, 23 sierpnia 2013

Święto Placka z Owocami , orkiestra i apple pie :)

W Stanach nie ma uroczystego zakończenia ani rozpoczęcia roku szkolnego, przynajmniej w szkołach publicznych. Nie trzeba przychodzić do szkoły w krawacie ani w granatowej spódniczce. Nie trzeba też słuchać przemówienia pani dyrektor i oglądać części artystycznej przygotowanej przez panią wychowawczynię oraz klasę np.3d lub 5a. Tak na dobrą sprawę powyżej poziomu szkoły podstawowej nie ma nawet klas, w takim sensie jak w Polsce. Z innymi kolegami jest się na chórze, z innymi na fizyce a z jeszcze innymi na języku hiszpańskim. Stałe codzienne kontakty ma się natomiast w drużynach sportowych czy grupach muzycznych, które są bardzo ważną częścią amerykańskiego życia szkolnego.
W naszym lokalnym dystrykcie szkolnym co roku odbywa się Pie Festival-czyli Święto Placka!!  :)
Pod koniec wakacji młodzież z orkiestry marszowej dzielnie ćwiczy na boisku przez całe dwa tygodnie, a potem rodzice pieką (lub kupują w sklepie) pyszne ciacsta z owocami i wszyscy spotykają się w szkolnej stołówce na wspólne pożeranie ciasta i lodów. Dochód oczywiście dofinansowuje orkiestrę.



Gdy zacznie się rok szkolny muzycy marszowi będą mieli próby dwa razy w tygodniu a co piątek będą przygrywali szkolnej drużynie futbolowej na meczu.

Tu oto maszerują dzielni puzoniści a za nimi grupa suzafonów. Suzafoniści mają inne czapeczki, bo te "barbórkowe" nie zmieściłyby się pod wielgaśnym instrumentem!!  :))










Zaraz młodzież zagra i pokaże czego się nauczyła, pan dyrygent wygłosi zwięzłe przemówienie a potem wszyscy popędzą do kafeterii na ciasto!



Typowy amerykański placek "pie" jest okragły, ma mniej ciasta a więcej nadzienia i często ma też "wieczko" z drugiej warstwy ciasta. Ciasto jest kruche i raczej słonawe, nadzienie zaś przeważnie bardzo słodkie. Na stole powyżej widać ciasta z jabłkami, gruszkami, jeżynami, brzoskwiniami i dynią. My najbardziej lubimy lemon pie, ale ten rodzaj ciasta jest troche trudny do transportu, bo ma na sobie dosłownie piramidę z ubitej i lekko zapieczonej piany z białek. Musi tez być dobrze schłodzony przed podaniem.

Apple pie jest w miarę podobny do polskiego placka z jabłkami czy szarlotki. Ciasto na ogół zagniata się na stolnicy i wałkuje, ale mnie to zwykle marnie wychodzi. Ciasto mi się rozwala i kruszy, albo lepi do wałka, i mam w pewnym momencie chęć, żeby wywalić wszystko przez okno i  powiedzieć jakieś Strasznie Brzydkie Słowo.
Robię więc ciacho po swojemu. A mianowicie tak:

1 kostkę masła kroję w zgrabne sześcianiki o boku ok. 1 cm. Wsadzam do zamrażalnika w jakiejś miseczce i w tym czasie obieram cztery duże jabłka-dwa słodkie i dwa kwaśne. Jabłka pozbawiam gniazdek nasiennych i kroję na półćwiartki a następnie na dość cienkie plasterki. Zasypuję je w misce cukrem (ok 2-4 płaskich łyżek stołowych), dodaję przyprawy (cynamon, mielone ziele angielskie, mielony goździk) oraz skrobię ziemniaczaną lub kukurydzianą-niedużo, tak,żeby jabłka pokryły się cieniutką mączną warstewką.

Schłodzone masełko wrzucam do malaksera wraz z dwiema szklankami mąki i szczyptą soli. Robię parę pulsów----tak aby mąka i masło przybrały postać zbliżoną do kruszonki lub czegoś w tym rodzaju. Dodaję po troszku lodowato zimnej wody i robię kolejny puls maszyną-aż wszystko się sklei. Nie dodaję jajek, proszku do pieczenia ani śmietany. W cieście jest tylko mąka, woda i sól.

Przygotowuję kruszonkę-pół szklanki płatków owsianych, pół szklanki bułki tartej, pół szklanki brązowego cukru, tyle miękkiego masła,żeby dało się zrobić kruszonkę.

 I teraz tak: ciasta nie wałkujmy tylko wylepiamy nim blaszkę jakoby plasteliną. Robimy wysokie brzegi, bo jabłek będzie sporo. Trzeba placek lekko podpiec w piekarniku nagrzanym do 180 C. Nie powinien się zrumienić. Po podpieczeniu placka napełniamy go jabłkami i pokrywamy grubo kruszonką. Pieczemy wolno i długo-jabłuszka muszą się tam w środku trochę ugotować i zmięknąć. Wyciągamy jedno paluchami na próbę-jak jest dobre, a kruszonka przyrumieniona-to znaczy,że placek gotowy! Wyciągamy go z pieca i dajemy chwilę postać, bo inaczej rodzina poparzy swoje jęzory i będzie marudzić, że nie czuje smaku. Ciasto natomiast będzie wykazywało znaczną nadkruchość.
Zapach, który rozchodzi się po domu, jest po prostu nieziemski. Pie smakuje najpyszniej w fazie lekko ciepłej albo po odstaniu na drugi dzień.

Z podanej wyżej proporcji wychodzi duuuży placek. Z porcji podwójnej wyszły mi trzy małe-jeden rozpracowaliśmy na pniu a dwa, cudem uchowane w piwnicy, zanieśliśmy na plackową imprezę.






środa, 21 sierpnia 2013

Easy Washcloths











I usually make washcloths/potholders/dust clothes once a year. I don't call them dishcloths, because I just can't make myself to use them as such! Poor things, they are so pretty when they come off the hook, and after putting them to work in the sink they are so sad and wet and colorless :(
In my home they are employed as dusters, hot pads and countertop wipes. They like they work and they last for a very long time :)

Here's a simple pattern I've written while watching Batman movie with my DD :)

Lily Sugar'n Cream Solids and Denim
Hooks- 5mm, 5.5 mm
Stitches: hdc, Fpdc, Bpdc

Ch 26
Row 1: hdc in 3rd ch from hook ( beg ch-2 counts as hdc now and throughout this pattern ),
hdc in each ch across  ( 25 hdc )

Row 2: ch 2 and turn, Fpdc in next st, ( Bpdc in next st, Fpdc in next st ) 11 times,
hdc on top of beg ch  (12Fpdc, 11 Bpdc, 2 hdc)

Row 3: ch 2 and turn, Bpdc in next st, ( Fpdc in next st, Bpdc in next st ) 11 times,
hdc on top of beg ch  (12 Bpdc, 11 Fpdc, 2 hdc)

Row 4: ch 2 and turn, Fpdc in next st, ( Bpdc in next st, Fpdc in next st ) 2 times, hdc in each of next 13 sts
Fpdc in next st, ( Bpdc in next st, Fpdc in next st ) 2 times,
hdc on top of beg ch  ( 6Fpdc, 4 Bpdc, 15 hdc )

Row 5: ch 2 and turn, Bpdc in next st, ( Fpdc in next st, Bpdc in next st ) 2 times, hdc in each of next 13 hdc,
hdc on top of beg ch  ( 6 Bpdc, 4 Fpdc, 15 hdc )

Rows 6-13:  repeat rows 4 & 5 - 4 more times
Row 14:  repeat row 4
Row 15:  repeat row 3
Row 16:  repeat row 2, cut yarn, weave in loose ends.


Attention!! sometimes it is easy to get lost with all those post stitches. Sometimes I wonder: "wait a minute, where should I put my next stitch?" You won't get lost if you remember that all post stitches here are going to create neat ridges. So in Rows 2-14 post stitches always go to post stitches and hdc stitches in hdc stitches. And there's always 13 of them ( hdc, I mean ) .

You can easily regulate the size of your washcloths by adding more hdc stitches between the ridges of post stitches and making more rows, accordingly. The bigger, white cloth was made with 5.5 mm hook, the rest-with 5.0 mm.




















niedziela, 18 sierpnia 2013

National Aviary-Ptaszarnia Narodowa w Pittsburghu.

Pogoda taka sobie, deszcz wisial w powietrzu,zamiast nad jezioro pojechalimy wiec do tzw.Miasta, czyli do Pittsburgha. A konkretnie-do Narodowej Ptaszarni, jedynej zreszta takiej w Stanach. Miesci sie ona w czesci Pittsburgha zwanej North Side. Dawnymi czasy bylo tu miasteczko Allegheny oraz stanowa ciupa!! Teraz w miejscu po bylym wiezieniu mieszka sobie nie byle kto, lecz para odratowanych orlow.

Tak wyglada North Side w ponury deszczowy dzien:



A tu juz kompleks budynkow Ptaszarni i ptasia fontanna przy wejsciu:




Wchodzi sie przez sklepik wypelniony ptasimi pluszakami-sa tu nawet pluszowe sepy!! Po drugiej stronie polki, niestety...



W duzym szklanym pokoju mieszkaja razem leniwiec i kolorowe tukany. Czy one sa w ogole prawdziwe? Wygladaja jakby byly zrobione z pluszu i z plastiku!




Maz i Ojciec rodziny znalazl sobie spokojne miejsce do pracki. Ornitologia go nie interesuje, a terminy gonia!!


My zas podazamy dalej. W pokoju zwanym Grasslands-Kraina Traw-trzeba uwazac zeby nie rozdeptac maciupcich mieszkancow.




Niektorzy lataja, cwierkaja, halasuja i zbieraja jakies wlokna i paprochy na gniazdka. Inni siedza spokojnie na galezi albo jedza obiad.







Apropos obiadu-tu jest ptasia kuchnia. Na talerzach : surowe gryzonie, makrele w calosci itp. Potem pan i pani Orzel jedza sobie u siebie w  swoim pokoju. Nie maja oni nawet siatki nad glowami, poniewaz sa niepelnosprawni. Znaleziono ich pare lat temu poturbowanych i chorych i juz do pelni zdrowia nie wrocili. Ale wygladaja calkiem niczego sobie.




A tu ptaszki, o ktorych wcale nie wiedzialam. Mikro sowki. Mieszkaja na pustyni i zyja w norkach albo w kaktusowych dziuplach!! To ci dopiero!








I ptasi szpital. Pacjentka w klatce ma jakas przewlekla infekcje i problem ze skladaniem jajek.



Idziemy do krainy bagien i do lasu tropikalnego. Tu wsrod trzcin, krzakow i wodospadow mieszkaja ibisy, flamingi i warzechy. W zaroslach kryja sie pelikany. Plywaja kaczki, cyranki i jeszcze nie wiadomo kto. Strosza sie kolorowe  ary. Wsrod gawiedzi przechadza sie para ogromniasty czubaty golap.





Idziemy nakarmic kolorowe ptaszki lori. Daje sie im kremowa papke z malutkich kubeczkow. Papka pachnie jak kaszka dla niemowlat i soczek jablkowy. Lori maja grube, miekkie wlochate jezyczki, ktorymi wylizuja miseczki do sucha.








Pingwiny sa juz po obiedzie. Wesolo sobie plywaja i mozna je obserwowac przez specjalne wiezyczki i tunele. Sa to pingwiny afrykanskie i nie trzeba im stwarzac im specjalistycznego kloimatu.





W sklepiku mona nawet zakupic pingwinie malowidla!!!   :)


W gablotce w korytarzu-








wystawa wielotematycznych pisanek (chyba?) a pod scianami i w ogrodku na zewnatrz-ptasie statuy :)

Bylismy tez w miejscu, gdzie nie mozna bylo robic zdjec. Pokaz nazywal sie "Szpony!" Nad glowami lataly widzom najprawdziwsze sowy, sokoly, jastrzebie, mewy, sepy afrykanskie i...wrony! Jakas pani wyraznie brzydzila sie sepow, biedaczka. Pojawil sie rowniez niepelnosprawny pan Orzel, nie fruwal jednakowoz z racji wieku i stanu zdrowia. Chodzil sobie po sztucznych skalach. Skaly te byly w dodatku na kolkach!
Na koniec pan Kruk Bialoszyi...zbieral kase i wtykal ja do skarbonki!!!   :)  :)  :)

No i teraz do domku. Po drodze zauwazylam jeszcze na dworze mikroskopijny ogrodek paparociowy. I nikt nawet nie powyrywal roslinek!