sobota, 7 października 2017

W Karolinie Południowej...

....było ciepło. A nawet bardzo ciepło.

Najmniejszy Krasnoludek i ja zajmowaliśmy sie głównie dogłębnym rozważaniem tego zjawiska:

...o matko ale gorąco...
....nie mogę wytrzymać jest za goraco...
....ratunku, zaraz wykituje, jest tak GORĄCO>>>>>!!!$$$%%%^^##@@!!!!!!!!

Tylko Drogi Mąż nadawał sie do tamtejszego klimatu.

Brzydko jednakowoż to tam nie było, co to to nie....












W lesie rosły liczne grzyby, niejadalne niestety, a tak by się zjadło z cebulką:



Ale żółwik znalazł sobie coś smacznego i nietrującego:



A tu pazie królowej chłodzą się i nawadniają:



No i tak to było w tej Karolinie Południowej, w zeszłym roku na dodatek.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Blok czekoladowy i bezlitosna morderczyni.





Kilka tygodni temu przyszedł do nas Kot, a właściwie Kicia.
Zatrzymać na stale nie bardzo mogliśmy gdyż Drogie Dziatki oraz Drogi Mąż uczuleni są na Kiciową sierść.

Kicia dostała więc troche rybki, trochę mleczka i poszła spowrotem w świat.
Po kilku dniach zjawiła sie przy drzwiach z rozgłośnym MIAU na ustach.

Obdzwonilam lokalne No-Kill shelters, ale wszelkie miejsca dla zaginionych kotków byly zajęte. 
Do wielgaśnego strasznego schronu dla zwierząt w Pittsburghu nie mieliśmy sumienia jej odwozić. 

Tymczasem Najmłodszy Krasnoludek otrzymał ze szkoły polecenie opchnięcia za kasę 12 pudełek bloku czekoladowego, celem pozyskania funduszów na klasowe wycieczki, pomoce naukowe itepe. takie są bowiem w Ameryce zwyczaje.

Chodzi się wtedy i puka od drzwi do drzwi i grzecznie proponuje sprzedaż określonego towaru. Jedni sąsiedzi sa mili i przyjaźni, a inni, mniejszość, zgryźliwi, ponurzy i niefajni. 
Zrobiliśmy więc Kici plik kolorowych fot i każdego sąsiada pytaliśmy zarówno o chęc nabycia czekoladowego bloku, jak i wiedzę na temat naszej Kici.

W najbliższym sąsiedztwie nikt o Kici nikt nic nie wiedział. Udało się natomiast opchnąć 12 pudełek bloku!!

Na końcu naszej ulicy jest stawek przeciwpowodziowy, lasek i górka. Jesli sie tam przelezie, jest się w innej miejscowości a nawet w innym hrabstwie. Przeleżliśmy więc i zaraz w pierwszym domu sukces!
Pan powiedział: o, tak, znam tego kota. Ciągle tu przychodzi. Zakatrupia nornice i króliki. Dziwne, że kojoty go jeszcze nie zżarły.

W drugim domu starsze miłe azjatyckie małżeństwo ładnie się kłaniało (i my też, nawzajem), ale stanu przynależności Kici owi państwo  niestety nie znali. W trzecim domu pan zawołał żonę. Ta zaś wykrzyknęła: ojej, przecież to Flower (Kwiatek)!! Znowu wróciła!!!

Okazało się,że Kwiatek mieszkał na tejże uliczce, ale rodzina przeprowadziła się, zabierajac ją i jej brata o groźnie brzmiącym imieniu Thunder (Grzmot). Kwiatek przeprowadzki nie zaakceptował i stale wraca na stare śmieci, polując na gryzonie jak również ptaszęta, i zwalczając obce koty.

Dostaliśmy numer telefonu do Kwiatkowej Pani. 

Teraz Kwiatek mieszka trochę u nich, a trochę u nas. Zwykle po tygodniu Tam pojawia się Tu.


Proszę bardzo-oto 3.5 kg mięśni, kłów, pazurów i futra. Udaje rozkosznego pluszaczka, tymczasem jest bezlitosnym drapieżcą! W nocy trzymamy ją w piwnicy, bo inaczej zarówno nas jak i sąsiadów budzą dzikie wrzaski Kwiatka i jej ofiar.

Drogi Mąż zbiera potem zwłoki na łopatę.
Kwiatek bowiem preferuje suchą karmę all natural z dodatkiem łososia oraz wędzoną swojską kiełbaskę....